Spis treści
Spis Wpisów
Spis Wpisów

Dni są już krótsze, chłodniejsze, ale to nieomylny znak, że z każdym dniem coraz bliżej do wiosny i upalnego lata. Życie zwalnia, przyroda wycisza się, by zimą odpocząć i przygotować się do następnego sezonu. Z każdym dniem jest lepiej niż dobrze.

Po raz kolejny napisał do nas Artur, tak ten od Porsche i Lamborghini. Zdecydowaliśmy przytoczyć tym razem cały list, gdyż jest wart tego, aby historię Artura poznało więcej osób. Artur podał link do swojego bloga, który umieścimy pod filmikiem, a na blogu pisanym w tekście.

„Witam ponownie Jarku i na wstępie zapytam co słychać, mając jednocześnie nadzieję, że wszystko jest jak najbardziej w porządku 🙂 Piszę, ponieważ chciałbym podzielić się z Tobą pewnym doświadczeniem i jednocześnie poprosić „Jama” :), aby za Twoim pośrednictwem, a w moim imieniu złożył wizytę u pewnej jakże bliskiej mojej duszy osóbce, z którą mam kontakt od bardzo dawna. Zapewne zastanawiasz się dlaczego akurat Jam? Dlaczego zwracam się z taką prośbą akurat do Was?, a przede wszystkim czy owa postać wyraża na to zgodę (spokojnie, już ją pytałem i jest OK ;).. no właśnie, a dlaczego akurat Jam? Odpowiem krótko i wprost; dla niego taka podróż nie będzie żadnym problemem, a przekaz, który popłynie z tego spotkania będzie dużo czystszy i klarowniejszy niż ten odbierany z naszego poziomu egzystencji. Moją historię o samochodach, motocyklach i spełnionych marzeniach już znasz i dziękuję za to, że opowiedziałeś o niej na swoim kanale, to bardzo miłe 😀 Oto druga część historii mojego życia, uważam, że nie mniej ekscytująca niż piękne, sportowe samochody. Wszystko jest ze sobą ściśle połączone, układa się w logiczną całość, ale gdzieś w głębi serca, duszy i umysłu rodzi się pytanie… no właśnie, nie potrafię sprecyzować treści tego pytania chociaż wiem, że chcę o coś zapytać, pomożecie? 🙂

 „Dzień dobry po raz pierwszy”

 Jest lato, okres wakacji, Szczecin rok 1997. Labę z tamtego okresu wspominam z ogromnym sentymentem, beztroska zabawa za torami niedaleko lokomotywowni, rowerowe szarże, pierwsze zauroczenia, słońce, smak prawdziwych owoców i piosenki Anity Lipnickiej. Życie czternastolatka w tamtym okresie było po prostu fajne. Pewnego dnia pojechaliśmy z kolegą na rowerach poszaleć po pobliskich pagórkach, których nie brakowało w obrębie dzielnicy, na której mieszkaliśmy. Pamiętam, że usiedliśmy na moście, z którego rozpościerał się widok na szlak kolejowy, a na horyzoncie widać było przepiękny zachód słońca. Koczowaliśmy na barierce, kiedy nagle w mojej głowie pojawił się obraz, a w zasadzie myśl, która przyszła nagle i nie miała nic wspólnego ani z otaczającym mnie krajobrazem, ani z rozmową, którą prowadziłem akurat z kolegą siedzącym obok mnie. W tej „wizji” widziałem kobietę; śliczna, filigranowa o delikatnych rysach twarzy. Siedziała na fotelu z nogami podwiniętymi do boku, ubrana w coś co przypominało szlafrok. Patrzyła na mnie uśmiechając się, a z jej oczu płynęła miłość i ogromny sentyment do mojej osoby. Czułem, że ona się mną opiekuje, że mnie pilnuje i nie pozwoli na to, aby stała mi się jakaś krzywda. Nagle stałem jakby przed jej posesją; modny, mocno przeszklony parterowy dom z białą elewacją, po prawej stronie podjazd wyłożony szarą kostką, na którym stało białe Lamborghini z czarnym otwieranym dachem. W myślach widziałem niewyraźnie herb, ale nie zauważyłem go na tamtym domu, wiedziałem jednak, że to miejsce znajduje się w Madrycie albo Monako. Wszystko działo się bardzo szybko, ale trwale zapadło mi w pamięć. Po chwili ocknąłem się jakby ze „spontanicznego snu”, wsiedliśmy na rowery i bez słowa pojechaliśmy dalej. Od tamtego czasu zdarzało się, że w myślach podróżowałem do mojej „drugiej mamy”, ale nigdy nie nawiązałem z nią bezpośredniego dialogu, za to czułem, że jest ona przy mnie za każdym razem gdy wplątałem się w jakąś niebezpieczną sytuację. Najdziwniejsze jest to, że gdy o niej myślę pojawia się przyjemne ukłucie w sercu, przechodzi mnie miły dreszcz, albo zwyczajnie napłynie łza do oka…

 „Bliskie spotkanie”

 Niespełna rok później, a było to późną wiosną 1998 roku, siedziałem z tym samym kolegą na ławce naprzeciwko akademików Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie. Gadając o niczym raczyłem się wonią kwitnącej akacji, gdy nagle zobaczyłem idącą w stronę akademika dziewczynę. Spojrzałem na jej twarz i nogi mi się ugięły, podejrzewam, że wyglądałem jak młody pelikan, który połknął kombinerki. Rysy twarzy, oczy i postura tej osoby były niemalże identyczne z tymi, które zapamiętałem mając w głowie postać, którą widziałem w myślach siedząc na barierce mostu zeszłego lata. No tak, ale ja miałem wtedy 15 lat, a ona była dużo starsza, poczułem to ukłucie, zaniemówiłem i przez następne pół roku trułem kumplowi o tym nietypowym spotkaniu. Do dzisiaj nie rozumiem tego zdarzenia, tej sytuacji, tej osoby, ale wiem, że to nie zdarzyło się tak po prostu, tak przez przypadek, takie rzeczy nie dzieją się ot tak. To jednak nie koniec tej opowieści, ponieważ moja „druga mama” jeszcze nie raz dała o sobie znać i to też nie były przypadki. Ja zawsze marzyłem o supersamochodach, a Lamborghini wywoływało we mnie szczególne emocje. Godzinami łaziłem po niemieckich salonach, wpatrując się w Lambo jak sęp w ofiarę, ale szanse na to, że zasiądę za sterami były jak się wydawało niewielkie, biorąc pod uwagę stan mojego posiadania i możliwości chłopaka mieszkającego na szczecińskim blokowisku. W październiku 2019 roku wracałem z Niemiec po rozmowie z moim znajomym, który jak się okazało był tylko pośrednikiem w realizacji mojego marzenia. Gdy zbliżałem się do granicy w mojej głowie pojawił się obraz; uśmiechnięta buzia mojej „drugiej mamy”, która niesie dla mnie prezent, małe pudełeczko ze wstążką. Znowu ukłucie w sercu, łzy w oczach i to dziwne uczucie. Kilka dni później dostałem na jeden dzień najnowsze Lamborghini w limitowanej wersji, które przyjechało z… Monako. Na potwierdzenie moich słów wkleiłem link do artykułu, który napisałem:

https://www.testdriver.pl/lamborghini-aventador-superveloce-jota

 Jarku, Jamie 🙂 podobnych sytuacji było więcej, ale nie chcę Was zanudzać, mam tylko pytanie; kim jest moja „druga mama”? Co nasz łączy na wyższym poziomie świadomości? Jak wytłumaczyć to wszystko? Nadmieniam, że wszystko o czym napisałem jest prawdą. Pomożecie?? 🙂 Z góry dziękuję!”

Dla mnie sytuacja jest prosta. „Druga mama” Artura, to jego przyjaciółka z jego kręgu dusz, z którą wielokrotnie inkarnował. Są oni w ścisłym związku dusz i wręcz notorycznie inkarnują jako para. A dlaczego w tym wcieleniu nie są parą? O to zapytam JAMa, który właśnie wyszedł z łazienki przez ścianę. Co dziwniejsze, wyszedł przez ścianę nie z mojej łazienki, a z łazienki mojej sąsiadki, mieszkającej cztery i pół ulicy dalej. Już otwierałem usta, aby go zapytać…

– Nie zapytowywuj! Nie interesuj się śpiegostwem. Przyjmij, że bawiłem się we hydraulika.

– Rułkę żeś jakąś przetykał?

– Jak zwał, tak zwał.

– No niech ci świci… A co odpowiesz Arturowi?

– Masz rację, że „druga mama”, to bardzo bliska Arturowi Istota Wyższa z jego grupy dusz. Wielokrotnie na planie ziemskim odgrywali rolę partnerów, kochanków, a bardzo rzadko łączyły ich relacje rodzic-dziecko. To, że Artur nazywa ją „mamą” wynika tylko z faktu, że czuje nad sobą jej opiekę, taką matczyną opiekę.

– A dlaczego teraz nie grają pary?

– Zwykle, gdy grają parę, ich związek jest bardzo absorbujący. Skupiają się na sobie i tak jakby kleili się do siebie, jakby ograniczali swoją przestrzeń ze względu na partnera. Zwykle w tych związkach rezygnują z czegoś, aby partnerowi nie sprawiać przykrości, aby poświęcać mu więcej czasu i tym podobne.

– Tak jakby jedno z partnerów potrzebowało opieki?

– Też. Często jedno z nich odgrywało rolę osoby niepełnosprawnej, śmiertelnie chorej, którą drugie chciało się opiekować. Często grali role nieszczęśliwych kochanków. On grał np. rolę niewolnika na plantacji bawełny, ona córki szeryfa i z tym wiązały się różne ich przygody, jak w romansie książkowym.

– Czyli ta para lubi takie nieszczęśliwe związki?

– Nie! Ta para delektuje się uczuciem miłości, a czym większe trudności do pokonania, tym miłość jest silniejsza. Oni spijają nektar ze swoich wcieleń. Są w tym specjalistami. A specjalizacja nie jest zbyt dobra dla Istot Wyższych, które chcąc poznać większość aspektów Gry w Życie Na Ziemi, powinny inkarnować w różnych, odmiennych rolach. Często takie pary dusz rezygnują ze wspólnej inkarnacji, aby „złapać oddech”, aby trochę odpocząć od siebie po wielu kolejnych wspólnych inkarnacjach.

– I teraz Artur odpoczywa?

– Tak. Ta inkarnacja jest dla niego odpoczynkiem od partnerskiej Istoty Wyższej. Ale nie jest dla niego odpoczynkiem od miłości. Brak partnerki substytuował miłością do specyficznych aut. I tu widać tą chęć duszy do zdobywania trudnozdobywalnego. Jego dusza jest uzależniona od miłości.

– A czy jego dusza nie jest czasem narcystyczna?

– Dusze nie są narcystyczne. Dusze potrafią i dawać i brać.

– A co z Arturem? Co z jego partnerką w tym wcieleniu?

– To wcielenie oni przeprowadzają osobno. Nie złączą się, nie będą parą, bo inny plan mają do zrealizowania. Jego partnerka jeszcze nie inkarnowała w tej linii czasowej. Inkarnuje za parę lat. To jest obecna wersja zdarzeń. Jest też plan B, zgoła odmienny, ale nie mogę o nim mówić.

– A co z wizjami Artura, w których widzi swoją „drugą mamę”?

– Dla Istoty Wyższej Artura każda inkarnacja bez partnerki jest trudna. Jest on średnią duszą bliższą starej. Jest starą średnią duszą, ale ze względu na specjalizację nie ma dobrego zaznajomienia z samodzielnymi inkarnacjami. Przed urodzeniem umówił się ze swoją partnerką, że będzie mu dawała znaki, że wszystko jest ok., aby nie czuł się samotny. Ale też może pojawić się jako przestroga przed czymś. W tym wcieleniu Artur powinien iść drogą samodzielnie. Powinien realizować swoje życie na własnych zasadach bez uzależnienia od swojej partnerki ze świata dusz. Teraz już to wie.

– Czy to znaczy, że na Ziemi nie może mieć partnerki, nie może być w związku?

– Ależ skąd?! Granie roli bez duchowej partnerki absolutnie nie wyklucza ziemskich związków! Jak najbardziej są one pożądane. Tylko zachodzi pytanie w jakim stopniu obecna pasja Artura będzie mu pomocna w tych związkach, a w jakim będzie przeszkadzać? We wcieleniach, w których grał ze swoją partnerką, ich związek mocno ograniczał swobodę w realizowaniu ich pasji. Niekiedy bywało, że pasje mieli wspólne, ale wtedy ich rzeczywistość mocno się zawężała i byli nieczuli na wszystko spoza kręgu ich zainteresowań. Dla ich symbiontów to było fajne, ale dla ich Istot Wyższych nie przynosiło nowych wrażeń. „Druga mama” będzie pojawiać się coraz rzadziej, bo Artur powinien nauczyć się żyć bez wsparcia z góry.

– A czy jego pasmo sukcesów w realizacji marzeń nie wróży jego upadku? No bo zwykle są górki i dołki. Czym wyżej człowiek się wspina, tym boleśniejszy upadek być może.

– Jeśli ktoś myśli o klęsce, to ją przyciągnie. Realizacja marzeń, to spełnianie swoich planów. Gdy jeden plan jest zrealizowany, to pojawia się kolejny. Górki i dołki są wtedy, gdy się wątpi w siebie, gdy poziom zadowolenia spada. A upadek następuje wtedy, gdy ktoś pnie się na szczyt, który nie jest jego szczytem, którego nie zdobywa dla własnej przyjemności, a dla przyjemności innych. Albo zdobywa go po to, aby być zaakceptowanym przez innych, ale nie przez siebie. Artur realizuje swoje marzenia dla własnej satysfakcji doświadczania. Jest nieczuły na podszepty innych. Ma plan i go realizuje. Ot tak. Po prostu. A dzieje się tak dlatego, że nigdy nie wątpi w siebie, że sięga po wszystko, o czym marzy, jak po swoje. I zawsze to otrzymuje.

– A nie znudzi mu się to, takie lekkie życie?

– Przeciwności zawsze go spotykają, a on je pokonuje. Niekiedy są prozaiczne, niekiedy bardziej dosadne. Daje sobie z nimi radę. Nie jest typem człowieka, który użala się nad sobą, gdy coś mu nie wychodzi. Nie ma w nim pychy, zarozumialstwa, zawiści i tym podobnych. Nie obnosi się ze swoimi sukcesami, choć z chęcią opowiada o nich, by zainspirować innych i podbudować ich w realizacji własnych marzeń. Wydarzy się w jego życiu jeszcze coś takiego, co udowodni wszystkim niewierzącym we własne możliwości, że chcieć, to móc. Że moc drzemie w każdym, tylko większość nie potrafi jej obudzić. Większość nawet nie ma pojęcia, że brak realizacji ich pragnień jest zawarty w nich samych, że to oni sami są swoją największą przeszkodą na drodze do spełnienia. Moc jest w nas i od nas zależy, jak ją wykorzystamy. Czy ją wykorzystamy. Jeśli wierzymy w to, co nam od dziecka wpajano, że coś jest nie dla nas, że tego nie damy rady, a o tamtym to zapomnijmy, jeśli słuchamy tych, którzy wiedzą, co dla nas dobre nie znając nas wcale, jeśli ulegamy presji z zewnątrz, presji, którą wywiera na nas społeczeństwo, rodzina, to nie dziwmy się, że nie spełniamy własnych marzeń, a ciągle tylko robimy komuś innemu dobrze.

– Ale nikt nas nie nauczył, jak spełniać własne marzenia. W szkole nie ma przedmiotu pod tytułem: „Realizacja własnych marzeń”. Jest wiedza o społeczeństwie, przygotowanie do życia w rodzinie, religia i tym podobne, które uczą jak dopasować się do systemu, jak dopasować się do innych, aby im było dobrze z nami, a nie uczą jak dopasować się do siebie. Uczą, jak być jak najlepszym sługą, abyśmy innym nie sprawiali dyskomfortu…

– I większość działa zgodnie z tymi naukami. Większość oburza się, gdy nie wpasowujesz się w ich schemat myślenia. Potrafią cię ukamienować tylko dlatego, że burzysz ich strefę komfortu. Że ośmielasz się bluźnić przeciw ich postrzeganiu świata, że ośmielasz się myśleć inaczej i mieć własne zdanie, do którego doszedłeś własną analizą rzeczywistości. Tylko bezmyślni niewolnicy oburzają się na tego, kto wykracza poza ich ramy. Dla obrony swego ciasnego myślenia potrafią zabić, sponiewierać, zniszczyć innowiercę. Tylko dlatego, aby nie burzył dalej ścian ich ograniczonej świadomości. I mają prawo do bycia w tym swoim światku. Ale nie mają prawa zabraniać poszerzania swej świadomości tym, którzy chcą ją poszerzyć. Którzy własnym sumptem dążą do wyrwania się z ciemności i pogłębiają swoją wiedzę. Ci z Ciemnogrodu nie chcą dopuścić, aby ktoś przyniósł im światło. Sami go tłamszą i delektują się swoją ciemnotą. Nie są gotowi na oświecenie. Dla własnego komfortu nie chcą nic mieszać w swoich umysłach. Wierzą w to, czego ich nauczono. Bezkrytycznie.

– Przypomniał mi się kawał o Polakach, Ruskich i Niemcach, jak gotowali się w kotłach piekielnych. Powiedzieć?

– Dawaj!

– Belzebub przyszedł na inspekcję do najniższej instancji Piekła, gdzie w kotłach zalanych smołą gotowały się ludzkie dusze. Przy pierwszym kotle stoi chmara diabłów i każdy zawzięcie dźga coś w kotle. „A co tam taki ruch?” – pyta Belzebub. Na to kierownik instancji: „A w tym kotle są Rosjanie. Tak się garną do wyjścia, że mamy kłopot z ich ponownym wpychaniem, jedni drugim pomagają się wydostać”. Przy drugim kotle jest już zdecydowanie mniej diabłów. „A tu kto się gotuje?” „A tu, proszę Waszej Wredności, Niemcy się gotują. Oni są bardziej zdyscyplinowani, toteż mamy mniej z nimi roboty”. Przy trzecim kotle nie ma żadnej straży. „A tu co? Kocioł pusty? Czy taka dyscyplina?” „Wasza Wredności w tym kotle są Polacy.” „Polacy? Tacy grzeczni?” „Nie. Ich nie trzeba pilnować. To bardzo pożyteczny naród, nie mamy z nim kłopotów. U nich jest tak, że jak ktoś się chce wydostać, to reszta go chwyta i ciągnie na dno”…

Jeśli chcesz…
*
422 views
Wnuczka Emilka
Jarkosowa Dusza
*
Prawo Przyciągania, the secret, galeria
"Jarkosowe Malowanki"
"Jarkosowe Wschody i Zachody"
Pińczowskie Artały
Prawo Przyciągania, the secret