Spis treści
Spis Wpisów
Spis Wpisów


Niedawno powrócił do mnie temat symulacji rzeczywistości, czyli hipotezy, że Wszechświat, w którym żyjemy, wynika z działania programu komputerowego. I to wydaje mi się logiczne i bardziej prawdopodobne, niż samoistne i spontaniczne powstanie naszej rzeczywistości. Za tą hipotezą przemawiają takie fakty jak złoty podział, czyli boska proporcja, czy złota spirala zwana też spiralą Fibonacciego. Są to podprogramy, według których skonstruowany jest nasz Wszechświat. W naszej rzeczywistości wszystko ma swoją przyczynę i nic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko jest uwarunkowane instrukcją programistyczną „if… then” (jeżeli… to…). Czyli, jeśli świeci słońce, to jest jasno. Jeśli wieje wiatr, to poruszają się liście. Jeśli jest dołek, może zebrać się w nim woda. Jeśli jest górka, woda się nie może zbierać. Jeśli wrzucisz kamyk do wody, powstaje fala. Jeśli rzucisz kamyk na lód, fala nie powstaje. Ziemia przyciąga przedmioty. Jabłko spada na dół. Ogień spala drewno. Nie spala żelaza. Kamień jest twardy. Galareta nie jest twarda. Woda płynie z wyższego punktu do niższego.

Tak samo z organizmami żywymi. Jeśli jesteś wróblem, to wyrastają Ci szare pióra. Jeśli jesteś żyrafą, to masz długą szyję. Jeśli jesteś człowiekiem, to możesz abstrakcyjnie myśleć. W tych przypadkach kodowanie zostało zawarte w DNA i w nim są wszelkie instrukcje warunkujące działanie organizmów. I wcale nie są one stałe i niezmienne. Już dawno DNA zostało zhakowane i człowiek manipuluje genami różnych istot. Jednak manipulacja genami roślin, czy zwierząt, to nie jest czyste programowanie, nie jest pisaniem kodu na nowo, a wklejaniem gotowego zestawu instrukcji w postaci genów do już istniejącego szablonu lub ich usuwanie.

Jedynie człowiek ma możliwość modyfikowania programu Stwórcy, czyli Głównego Programisty. Możemy to zrobić swoją myślą. Możemy programować swoje ciało za pomocą odpowiednich myśli i osiągać oczekiwane efekty. Jeśli myślimy, że jesteśmy brzydcy, to skóra nam szarzeje, włosy się przetłuszczają, robią się wypryski. Jeśli kochamy siebie i uważamy siebie za piękność, to takimi jesteśmy. Człowiek swoją myślą może też zmieniać otaczający świat i przyciągać do siebie wszystko, o czym pomyśli. To myśli tworzą rzeczywistość, czyli ją programują.

Często mówi się o programowaniu człowieka. Świadomym lub podświadomym. A to reklamodawcy programują, aby kupować ich towar, a to mama wpisuje dziecku program, że jak zmarznie, to dostanie kataru, a to pijany ojciec naśmiewa się z córki, która dostała okres i tym samym programuje w niej nieczystość i kompleks niższości na resztę jej życia. My też jesteśmy programami komputerowymi, które w pewnych ramach można zmieniać. Są w nas wpisane pewne stałe programy, tzw. BIOS, które trudno zmienić, ale nie jest nie możliwe dokonanie zmian. W sumie to chyba nie ma w nas żadnego stałego programu.

Mamy zaprogramowane, że gdy potrzymamy rękę nad ogniem to powstanie bąbel. Można to zmienić na poziomie hipnozy. Gdy walniemy się młotkiem w palec, czujemy ból. Jeśli weźmiemy do ust kwaśne, to krzywimy się. Jeśli wpadnie nam coś do oka, to mrugamy i łzawimy. Jeśli pijemy, to sikamy. Jeśli się przestraszymy, serce bije nam szybciej. Żołądek trawi, oczy widzą, palce się zginają, ale nie mogą widzieć. Wszystko to uwarunkowania „if… then…”. I wszystkie te programy, wbrew pozorom, można zmienić. Jedne łatwiej, inne mniej łatwo.

Główny Programista stworzył rzeczywistość w ten sposób, że wszyscy uczestnicy, którzy grają w tą grę mają magiczne moce i mogą właściwie wszystko robić, o czym zamarzą, mogą wszystko modyfikować według potrzeb. Oczywiście, aby zmieniać świat, trzeba mieć odpowiednią wiedzę i aby zmieniać siebie, też trzeba mieć świadomość takiej możliwości. Jednak każda istota ludzka, jest ciut inaczej zaprogramowana. Oczywiście szkielet jest prawie identyczny, ale niuanse są różne. Jeden po zjedzeniu kiełbasy i popiciu kwaśnym mlekiem spokojnie może wygłaszać wielogodzinne prelekcje, inny w tym czasie po takim samym posiłku, uprawia bieganie. Do toalety. Jeden lubi wylegiwać się w słońcu (jeśli leżę w słońcu, to jest mi przyjemnie), a drugi woli cień (jeśli leżę w słońcu, to mam dyskomfort). Wszystko to można przeprogramować i dostosować do własnych potrzeb. I ciągle to robimy świadomie lub nie.

Wróćmy jednak do głównego programu naszego świata. Tak jak możemy siebie zmieniać myślą, tak możemy myślą wpływać na szerszą rzeczywistość, choć ten proceder wymaga o wiele więcej energii. Możemy wywołać deszcz lub go zatrzymać, możemy przyciągnąć lub przegonić chmury, albo wywołać lub uciszyć wiatr. Jednak w tych przypadkach potrzebne jest współdziałanie wielu umysłów i wygenerowanie wielu jednolitych myśli. Słyszeliście zapewne o zaklinaniu deszczu przez Indian. To jest właśnie zespolenie myśli celem dokonania zmian w przyrodzie.

Myśl może działać bezpośrednio lub pośrednio. Obecnie raczej nie przesuniemy kamyczka myślą. Jednak, gdy weźmiemy go w dłoń, to dokonamy tego bez wysiłku. Kiedyś potrafiliśmy to robić własnym umysłem. Zatraciliśmy tą zdolność, gdyż ktoś nas zaprogramował tak, abyśmy nie posługiwali się teraz tak zwanymi „nadludzkimi zdolnościami”, a wtedy odbieranymi jako normalne. Nieporadnym człowiekiem łatwiej manipulować, ale to inny temat.

Zawsze w społeczeństwie była garstka świadomych ludzi, która kontrolowała i manipulowała pozostałymi. Np. wmawiano ludziom, że słowiaństwo to pogaństwo i jest złe, bo jak można wierzyć w drzewo, które jest głupie, zamiast w jedynego i miłosiernego Boga, który jest w niebie. Ruszyła machina przeprogramowywania i mamy to, co mamy. Wmawiano ludziom, że w imię tego Boga można mordować, że jak pocierpimy, do dostaniemy Niebo i tego typu pierdoły. A niczego nieświadomi ludzie, odpowiednio zaprogramowani, szli jak opętani i robili wszystko, aby rozpleniać wiarę w miłosiernego Boga ogniem i mieczem. Został wypuszczony wirus komputerowy i zainfekował mnóstwo umysłów. Rozlał się jak rak. Ale i to jest do naprawienia. Każdy wirus jest do skasowania. Już wirus religii ulega stopniowemu wymazaniu, a dzieje się to przez zwiększanie samoświadomości ludzkiej. Stwórca programu zwanego Ziemią przygląda się uważnie, co się tu dzieje, ale nie ingeruje na bieżąco. Wyłapuje błędy, ale nie poprawia ich natychmiast. Ciekaw jest, dokąd one jego program zaprowadzą. Jednak, gdy np. program pod nazwą Cywilizacja Ludzka bardzo szwankuje, wtedy kasuje go i tworzy nowy. Po skasowanych cywilizacjach zostają kody szczątkowe, które archeolodzy wykopują w postaci glinianych naczyń, ruin i złotych ozdób. Po naszej zostaną zapewne plastikowe torebki i obudowy laptopów.

Główny Programista, tak jak każdy programista, nie jest w 100% pewien poprawności swego programu. Cały czas wychwytuje błędy, debuguje i jeśli uzna za konieczne, poprawia lub kasuje. O tym, że Stwórca nie jest doskonałym, wszystkowiedzącym Bogiem, jest napisane w Biblii: [Rdz 1,4] Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił ją od ciemności. Albo: [Rdz 1,10]  Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko wód nazwał morzem. Bóg widząc, że były dobre… Tu jest jasno napisane, że Bóg jest eksperymentatorem. Nie jest wszystkowiedzącym. Dopiero po stworzeniu światłości stwierdził, że jest dobra. Nie wiedział przed napisaniem kodu światłości, co z niego wyniknie. Miał zamysł, ale nie był pewien. Dopiero po stworzeniu ziemi i wody stwierdził, że są dobre. Nie wiedział tego przed napisaniem ich kodu. Oznaczać to może, że Stwórca był początkującym programistą i stwarzając świat dopiero się uczył. Jak z materią nieożywioną poszło Mu w miarę dobrze, to z istotami żywymi trochę gorzej. Coś sknocił np. z dinozaurami i program ten skasował, albo zmienił koncepcję. Nie wychodziło mu też z ludźmi i kasował każdą niedopracowaną wersję cywilizacji. Kod naszej, obecnej, jest już podświetlony, a Jego palec zmierza do klawisza Delete. Choć dla Niego to kwestia sekundy, to dla nas może to być kilka tysięcy lat, w najlepszym przypadku.

Gdy ja zaczynałem przygodę, no może przygoduńkę, z programowaniem, też nie miałem dokładnego pojęcia, co wywoła dany fragment kodu. Miałem intencję, miałem zamiar, ale nie miałem pewności jak on się zachowa w danym środowisku i jak zareaguje na różne zmienne. Gdy stwierdzałem, że działa ok, pisałem dalej. Jeśli coś było nie tak, to poprawiałem lub całkowicie kasowałem i pisałem kod od nowa. Gdy było dobrze, to czułem zadowolenie. Pamiętam, jak wymyślałem sobie jakieś zadania i siedziałem nad nimi aż do rozwiązania. Niekiedy jednak rezygnowałem, gdy stwierdzałem obiektywnie, że sobie w tym momencie nie poradzę, bo za mało wiem, albo wybierałem inny wariant, który nagle mi zaświtał. Ile zatem świetnych rzeczy nie powstało przez zaniechanie Głównego Programisty? A ile my niekiedy tracimy przez swoje zaniechanie? Niekiedy jednak trzeba podjąć męską decyzję i zaprzestać i pójść inną drogą. Pracowałem nad symulacją ruchu karalucha w pudełku. Miał się poruszać w nim zmieniając kierunek, gdy napotka na ściankę. Miał jeść, gdy mu wrzucę okruszek i tym podobne. Jednak zrezygnowałem i nie dokończyłem programu. Rozumiem zatem dylematy i radości Stwórcy, bo mnie także stworzył na swój obraz i podobieństwo.

Dał nam wolną wolę, czyli swobodę samoprogramowania. Możemy z niej korzystać dowolnie. Naszym zadaniem jest poszukiwanie własnych radości i sprawianie nimi radości Głównemu Programiście. Możemy robić, co chcemy i nie ma w tym żadnych ograniczeń. Jednak ta nasza wolna wola jest opisana mnóstwem uwarunkowań przyczynowo-skutkowych. Możemy np. kogoś uderzyć, mamy do tego prawo, ale musimy się liczyć, że nam odda i będzie nas bolało. Możemy kogoś okraść, ale musimy się liczyć, że poniesiemy karę. Możemy skoczyć w przepaść, ale musimy się liczyć z tym, że nie będziemy już po tym tak samo żyć, jeśli w ogóle będziemy. Możemy też kogoś pokochać i możemy oczekiwać wzajemności. Gdy się do kogoś uśmiechniemy, on do nas także może się uśmiechnąć. Gdy komuś coś damy, ktoś też nam może coś dać. Zatem wolna wola, to umiejętność wybierania odpowiedniego wariantu, korzystnego dla nas, po przeanalizowaniu wszelkich za i przeciw. Zawsze działa kod „if… then”. Nic nie dzieje się przypadkiem.

Każdy z nas, to indywidualny program stworzony na głównym programie zwanym Człowiek. Różnimy się szczegółami, ale wszyscy jesteśmy podobni. Dzięki naszym myślom przyciągamy do siebie różnych ludzi. Jeśli mamy nastawienie radosne, to takich ludzi wokół nas jest przewaga. Jeśli mamy tendencję do czarnowidztwa, to siedzimy w poczekalni do lekarza i wymieniamy się swymi bolączkami. Ludzie pojawiają się w naszym życiu i znikają. Wczoraj doznałem olśnienia, dlaczego tak się dzieje. Mówi się, że obecnie najbardziej poszukiwanym towarem jest informacja. Prawda, ale jest coś o wiele bardziej potrzebnego. Informacja, to tylko środek do uzyskania tego. Tym czymś jest energia. Nie elektryczna, nie świetlna, nie kinetyczna, ale nasza wewnętrzna energia. To, że Istoty Niskowibracyjne nas hodują dla uzyskania naszej niskiej energii, jest dla mnie jasne. Olśnienie dotyczyło funkcjonowania relacji międzyludzkich. To, co pisał Zeland o wahadłach, dotarło właśnie do mnie.

Jeszcze niedawno, gdy opublikowałem jakiś filmik na YouTube i pojawiły się przy nim łapki w dół, pojedyncze przypadki, czułem dyskomfort. Lepiej byłoby, gdyby wszyscy cieszyli się z tego, co ja. Opublikowałem też (pisałem już o tym) filmik, gdzie na Palenicy w Szczawnicy kobieta baraszkuje z mężczyzną. Rzecz działa się na otwartym terenie, niejako na oczach, a że mam aparat z dość dużym zoomem, to całą sytuację udało mi się nakręcić. Rok się wahałem z opublikowaniem go, ale przemogła mnie ciekawość, jak ludzie zareagują. Przekształciłem obraz, aby osoby na nim nie były jednoznaczne, bo nie chodziło mi o jakiekolwiek zdyskredytowanie kogokolwiek. Wstawiam sporo zwyczajnych filmików, które jednak nie mają wzięcia. Kilkadziesiąt, kilkaset wejść. I z tym baraszkowaniem też było podobnie. Zainteresowanie marne. Rzecz się zmieniła radykalnie, gdy skrytykował go jeden gostek, który na co dzień zajmuje się wstawianiem filmików z jakichś gier, gdzie krew się leje gęsto. Wdał się w polemikę dość ostrą, nie ze mną, ale z innym widzem tego filmu. Pomijając merytorykę jego zarzutów, to poczułem się tak, jakby mnie ktoś bezpośrednio zaatakował. Czułem się źle, że ktoś może poniewierać mnie, gdy ja przecież dla radości wstawiłem ten filmik. Wyłączyłem więc komentowanie tego filmu. Ale w przeciągu kilku dni film oglądnięto około 50 tys. razy, co było dla mnie ewenementem.

Jasnym się dla mnie stało, że ludzie wolą tanią, bezmyślną sensację, niż materiały, które mogłyby pomóc im w przeprogramowaniu siebie do lepszej wersji. Na dzień dzisiejszy (12-09-2016) filmik z moim głosem „Mój Transerfing Rzeczywistości” ma 1772 wyświetlenia, a „Lodziarnia Palenicka, czyli jak się robi lody w Szczawnicy na Szafranówce…” 53130 (obecnie ten filmik już usunąłem z YT). Jednak nie mam zamiaru gonić za taką tanią sensacją.

Wczoraj uświadomiłem sobie dogłębnie i zrozumiałem dla siebie, że nie ważne, co o tobie mówią, ważne, że mówią. Jeśli jesteś w centrum zainteresowania, to Twoje wahadło zaczyna się bujać. Czy ktoś da łapkę w górę, czy w dół, to nie jest istotne. Liczy się impuls, a nie znak. Nie ważne, czy odbijasz piłeczkę z bekhendu, czy z forhendu, zliczane jest odbicie. Każde zainteresowanie tobą napędza twoje wahadło. Jeśli ono poczuje, że dzięki tobie może się coraz bardziej bujać, zacznie cię promować, zacznie ci podsyłać okazje do wybicia się, do zwiększenia zainteresowania twoją osobą. Doskonałym przykładem są celebryci, którzy raz dają radość, a raz bulwersują skandalami. Ludzie o nich mówią i oddają energię ich wahadłom. Wahadło się buja, a oni popijają szampana pod palmą.

Kiedyś myślałem, że będąc politykiem, trzeba mieć stalowe nerwy. Jedni ich uwielbiają, inni wieszają na nich setki psów. Jeśli polityk usiłuje wzmocnić nerwy, to przegra. A wystarczy uświadomić sobie zasadę działania wahadeł. Dostarczaj mi bujania, a ja cię wyniosę na szczyt. Ten, kto nie przejmuje się opinią innych, wygrywa. Jeśli przejmujesz się tym, co mówią i myślą o Tobie ludzie, przetwarzasz energię dla wahadła niepotrzebnie. Twoje wahadło i tak ją sobie weźmie, a ty stracisz szacunek do siebie. Nie rób tak! Nie przejmuj się ludźmi! Niech oni bezpośrednio bujają twoje wahadło. Nie musisz sam tego robić. Wystarczy, że jesteś obiektem zainteresowania, a wahadło postara się już, aby tobie żyło się lepiej. Jeśli przynosisz mu zyski, to ono zadba o ciebie. Jest świadome, że z twoją śmiercią ono też się skończy.

Politycy, wokół których jest ruch, mają się dobrze. Aktorzy, o których się mówi, też nie narzekają. Jednak jeśli aktor, czy polityk, który jest u szczytu sławy, nagle się zaszyje w głuszy i przestanie dbać o wahadło, ono naśle mu paparazzich, aby sfotografowali jakiś skandal, a ono znów się bujnie. Gdy raz rozochociłeś wahadło, ono Ci nie popuści. Miej świadomość, że jeśli chcesz dobrze żyć, to musisz bujać wahadło. Ono musi być łechtane. Jeśli zacznie gasnąć, bo nie będzie miało bodźców z zewnątrz, zajmie się tobą. Najprawdopodobniej wyciśnie cię jak gąbkę i pozyska resztki energii. Popadniesz w alkoholizm, będziesz ćpał, ale to jeszcze nic. Będziesz z tego powodu cierpiał i wahadło cię zniszczy, chłepcąc tą energię z ciebie.. Jeśli pijesz i ćpasz, ale ludzie o tobie mówią, to jest dla ciebie ok. Jak przestaną to i ty przestaniesz istnieć. Chyba, że potrafisz na działania wahadła zobojętnieć.

Ta zasada dotyczy ludzi, którzy więcej znaczą niż przeciętni. Zwykli ludzie mają małe wahadełka, które żywią się wyłącznie ich energią. Nie mogą, nie chcą stanąć w świetle jupiterów, więc muszą sami karmić wahadła. Są anonimowi, szarzy, praktycznie są robotami. Automatycznym programem, który budzi się bez budzika o konkretnej porze, idzie spać o ustalonej i jego każdy dzień jest do siebie podobny. Nie zrobi nic odbiegającego od normy, bo boi się, co ludzie powiedzą, albo że to nie w jego stylu, itp. Nawet na fejsie rzadko daje lajki, a jak coś skomentuje, to się długo zastanawia, czy to jest poprawne, nim zatwierdzi. Jeśli wstawia jakieś zdjęcia, to nie swoje, tylko innych. Taka społeczność jak Facebook, to towarzystwo wzajemnej adoracji. Każdy każdemu buja wahadłem. Ty mi zalajkujesz, ja ci zalajkuję. Ty coś napiszesz, ja ci napiszę. Ja dam energię twojemu wahadłu, ty dasz mojemu. Wzajemna wymiana.

Ciśnie się pytanie, dlaczego nie można żywić samodzielnie wahadła. Można, ale myślę, że ono woli uwagę z zewnątrz. Ono współpracuje z innymi wahadłami. Jeśli ty powiesz komplement komuś, to bujniesz swoje wahadło i jego. Samodzielne bujanie wahadła nie da tyle energii, gdy bujają rzesze. Uświadamiając sobie całą zależność postanowiłem odblokować komentowanie pod filmikami. Chodzi tu nie tylko o energię, ale SEO, czyli pozycjonowanie. Czym więcej się mówi o czymś, tym to jest wyżej w rankingu wahadła google. Tak to czuję. Proste to się robi…

Napisałem wcześniej o hipotezie symulacji, potem o wahadłach, ale jakoś nie mogę znaleźć powiązania jednego z drugim. Czemu służą wahadła w tej symulacji. Mamy wolną wolę, robimy co chcemy. Po co one są? Nadejszla ta chwila, gdy powinienem skorzystać z telefonu do przyjaciela. Wykręcam numer: trzy razy w rynnę, dwa razy w parapet. Jest sygnał. Melodyjka na czekanie.

– Za twe oczy zielone… – zacząłem nucić.

cdn…

TUTAJ część druga.

3 odpowiedzi na „65. Wahadło, czyli hipoteza symulacji rzeczywistości – część 1

Jeśli chcesz…
*
2 247 views
Wnuczka Emilka
Jarkosowa Dusza
*
Prawo Przyciągania, the secret, galeria
"Jarkosowe Malowanki"
"Jarkosowe Wschody i Zachody"
Pińczowskie Artały
Prawo Przyciągania, the secret