D: – Ceść Chłopakowie i Dziewcynkowie! To ja, Was ulubiony Dzingielek. Taaa daaam! No, może nie wszyscy mnie znacie, ale ze kilka osobów mnie zna. Otóż, kilka lat temuz mój Stwórca, Jarenia, zrobił mię ze takich małych pudełeczek po pieronwicym i na te pudełecka, one takie jajowate ciut, nakleił takie łocka, co to jak się nimi rusa, to one się rusajom. No i te pudełecka przykleił do sprenzynki i se zakładał je na palec środkowy swej prawej roncki. I tak powstałem ja! Was ulubiony Dzingielek! Taaa daaam! No i mój Stwórca się tak ze mną bawił, kręcił filmicki i w sumie to tam nic ciekawego nie było, ale bawitko mój Stwórca miał. A tera ja się pojawiłem tutaj i będę zapowiadał to, co mój Stwórca ma do powiedzowania tu. Miałem nadziejałkę, ze mój Stwórca znowu zacnie kręcić filmiki, gdzie mię można widzieć, ale nie! On mi powiedział, ze mu się nie chce. Ze ma tera inne bawitko. To ja się pytam mój Stwórco, Jarenia, a jakie ty mas tera bawitko? A on mi na to, że takie do bawienia. No tom się kuźwa dowiedział! Wtedy mi nie powiedział, ale za dwie sekundy powiedział, ze bawi się we zeźbienie we butelkach. Ja go pytam, to znacy, ze wódę chlas? A on, ze tez, ale na pustych buteleckach robi takim drymelkiem kfiatuski i inne takie duperela. Ze ćwicy sobie rękę, prawą rękę, znacy mnie, bo ja jestem jego prawą ręką, aby na tych buteleczkach robić takie małe swoje obrazki. Takie motywecki ze swoich obrazecków. A to jajecka sadzone, a to muchomorki, a to drabinki i tego typu pierdoły. No i tak się tera bawi. Bo malować mu się nie chce, choć se na działeckę przyniósł farbecki, ale tera ma inne bawitko. A to znacy, ze ja jestem jeno tak na docepkę? Ze ja nie jestem już bawitkiem?
Jar: – Eeeeeee… Ja czerpię radość z różnych źródeł. Ze wszelakich, które są mi dostępne i z których chcę czerpać.
D: – Oooooooo! Mój Stwórca, Jarenia, przemówił! Huuuuura! To o cym dzisiaj będzies tu gadał, ty mój królu złoty?
Jar: – Nie mam pomysłu na gadanie…
D: – To może ja cię zapytam. Powiedz mi, Jarenia, cy JAM to jest takim stwórcom dla ciebie, jak ty jesteś dla mię?
Jar: – Raczej nie…
JAM: – Nie raczej, tylko na pewno nie. – Ty, Dżingielku jesteś, jak to nazwać, chyba pacynką, czyli taką lalką kukiełkową…
D: – A Jarenia nie jest kukiełką? Nie mas go na rącce?
JAM: – Nie. Tu to trochę inaczej działa. A właściwie całkiem inaczej. Jarenia, jego ciało, jest wytworem symulacji komputerowej i jest ono wyposażone w wiele autonomicznych programów, które mogą działać bez mojej ingerencji. Jednak, aby Jarenia żył, potrzebny jest mój duch w nim. To tak jak w robocie. Aby działał, potrzebna mu energia z zewnątrz.
D: – To Jarenia jest robocikiem???
JAM: – I tak i nie. Tak, bo jego istnienie jest oparte na zasadzie podobnej do istnienia robota, ale robota, który może samodzielnie myśleć i podejmować decyzje i wyciągać z nich wnioski. A nie, bo nie można go nazwać robotem, w powszechnym, obecnym znaczeniu tego słowa.
D: – A ta symulacja, to znaczy, że ten świat jest nieprawdziwny?
JAM: – To zależy, co uznasz za prawdziwe, a co nie. Dla Jarka ja jestem nieprawdziwy, bo ja dla niego jestem tylko potokiem jego myśli. Zaś dla mnie on jest nieprawdziwy, gdyż jest programem komputerowym, bardzo zaawansowanym i nie można go porównać z niczym innym. Dla niego prawdziwy jest jego świat, a dla mnie mój.
D: – A ja jestem prawdziwny?
JAM: – Dla Jarka tak, dla mnie nie, bo też jesteś wytworem symulacji.
D: – No to Jarenia nie jest moim stwórcom??? Tylko jakaś symulacja???
JAM: – To nie tak. Choć całą waszą rzeczywistość napisali, stworzyli programiści, zwani potocznie Stwórcą, to wewnątrz symulacji, tak zwane symbionty, czyli żywi ludzie, mogą sami stwarzać co chcą z dostępnych dla nich materiałów. Co prawda nie mogą wymyślić nic, na co nie ma napisanego programu, ale mogą łączyć różne części tych istniejących już programów ze sobą i stwarzać coś nowego.
D: – Łooooo! To taka inzynieria genetycna! A cy ja jestem wytworem inżynierii genetycnej?
JAM: – No nie. Inżynieria genetyczna, to takie sklejanie kodów genetycznych, czyli programów cechujących żywą materię, aby uzyskać nowe właściwości istniejącego organizmu albo aby stworzyć nowy organizm. Ty jesteś… Ha! Można powiedzieć, że hybrydą materii ożywionej i nieożywionej.
D: – Łooooooooo! Cyli jestem cyborgiem!!! Łoooooooo!
JAM: – No nie cyborgiem. Jesteś pacynką, a Jarek jest twoim stwórcą, bo on powołał cię do istnienia. Wymyślił cię.
D: – No to on jest tez twoim stwórcą, bo przecież jesteś wytworem jego myślów!
JAM: – Jemu tak się wydaje, że ja to jego myśli. Ale jego myśli, które kojarzy ze mną, to jedna z form naszej komunikacji. Taką ją sobie wypracowaliśmy od wielu lat.
D: – My tez z Jarenią kiedyś się dobrze porozumialiśmy się, a i tera będzie chyba jesce lepiej? Prawda mój stwórco ulubiony? Jarenia??? Ka ześ jezd?
Jar: – Co. Co. Cooooooo? Ktoś mię wołał, poznać kciał? Hyyyyp.
D: – A coś ty taki dziwny??? Co ci się mój stwórcałecku stało??? Choryś? Cię jakaś srandemia nowa dopadła???
JAM: – Nie jest chory, tylko się naerdolił. To taka srandemia znana od zarania dziejów.
D: – Ło Jezusałku Pacanoskowy! Co ze mojem Stwórcą tera będzie? Srandemija go dopadła! A cy on wyndzie z tego. Bo przecie, jak on padnie, to ja tez.
JAM: – Wyjdzie. Przejdzie mu to niebawem.
Jar: – Aaaaaaa o czym wy tu we dwóch dyskutujecie??? Hyyyp.
D: – A bo JAM gada, że dopadła cię srandemija, co się nazywa sięnaerdolił. Ponoć to starozytna srandemija…
Jar: – Eeeeeeee… Żadna starożytna. Mam ją od paru chwil.
D: – To ona taka szybka? I tak ostro na mojego stwórcałecka podziałała? Boś ty mój królicku złoty ledwo ciepły żeś jest ty.
Jar: – Taaaaaaaa….
JAM: – Daj mu spokój. Poleży trochę, to oprzytomnieje. Za dużo się oszlifował butelek.
D: – Aaaaaaaa! To ta srandemia to od tego szlifowania! Bo aby mój stwórca miał radochę, to musi najpierw opróżnić butelkę ze gorzały, mógby wylać za kołniez, ale on tam nie wylewa, i dopiero jak butelka nadaje się do ślifowania drymelkiem, gdy jest pusta, to on ma wtedy więksą radochę, bo twozy obrazecki na pustych buteleckach! Mój stwórca to bohater. Ilez on się musi napoświęcać, aby mieć radochę!
JAM: – Tak se to tłumacz…
Jar: – Chłopaki? Napijcie się ze mną, bo już nie daję rady. Pomożecie towaysze? Hyyyp. Bo jak tej butelki nie skończę, to jej nie skończę…
D: – JAMuś? Pomozemy mojemu stwórcałeckowi?
JAM: – Ale ja…
D: – Nie chces pomóc swej marionetce? Nie chces pomóc Jareni???
JAM: – Dobra. Dżingielek polewaj. Bo ty przecie jesteś prawą ręką Jarka.
Jar: – No to siup we ten gupi dziub! Hyyyp.
D: – No to na drugą nuzkę tera.
Jar: D: JAM:– Pij, pij, pij bracie pij… Na starość torba i kij. Wczoraj grałem w 66, a dzisiaj nie ma co jeść…
Jar: – Dobra panowie. Koniec imprezy. Butelka nadaje się do stworzenia z niej czegoś fajniejszego. To teraz ja biorę się do stwarzania, a wy…
D:– A my se tu jesce troseckę pogawędzimy. Się nami nie przejmowywuj. Ić se tam do roboty. JAM? A ty tej swojej marionetce tak pozwalas, aby robiła to, co chce? No przecie jak Jarenia za dużo wypije, to mu się we łubie pierdzieli.
JAM: – Symbionty w tej rzeczywistości mogą robić, co chcą. Istoty Wyższe nie ingerują zbytnio w ich życie. Jednak dają wskazówki, a gdy nie widzą sensu na przedłużanie inkarnacji, to ją przerywają.
D: – Cyli symbionciki umrzywają…
JAM: – Dokładnie. Umierają też wtedy, gdy już zrobiły wszystko, co w danej inkarnacji było zaplanowane. Ale gdy one same chcą pomimo tego jeszcze żyć, bo czerpią z życia radość, to ich nie wycofujemy z Gry. Bo przecież rodzą się dla radości, a nam chodzi o pozyskiwanie z tej Gry jak najwięcej wysokich wibracji.
D: – No ale, gdy ktoś pije, cy się narkotyzowywuje, albo jescek inne tego typu pierdoły cyni, to cy to nie rozpierdziela wasego plana?
JAM: – Nie. Bo wszystko do czegoś prowadzi, „niezbadane są ścieżki Pana”, jak to mówią niektórzy. Jeśli człowiek myśli samodzielnie, czyli wyciąga wnioski ze zdarzeń w jego rzeczywistości, i ją rozumie, to ciężko jest uzyskać od niego niskie wibracje. Nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dla dobra symbionta. Jednak tylko ten, który rozumie tą rzeczywistość, może to dobro odnaleźć we wszystkim, co mu się przydarza. Gdyby Istoty Wyższe zapobiegały tak zwanym „niepożądanym zdarzeniom”, to wiele rzeczy pożądanych by się nie wydarzyło. Każdy musi doświadczyć i dobrych i złych zdarzeń, aby zrozumieć rzeczywistość.
D: – Ale taki na psykład ankohol jest bardziutko szkodliwy dla cłowieków.
JAM: – To nie tak. Szkodliwe jest to, jeśli jest w nadmiarze, co jest w danej chwili nie potrzebne. Jeden potrzebuje w danej chwili energii miedzi, inny kryształu, a jeszcze inny zjada zatrutego chemią hamburgera. Inny pije, pali albo przyjmuje inne używki. Dopóty to robi, dopóki jego plan tego potrzebuje. To dzieje się intuicyjnie. Ludzie uważają, że co dobre dla nich, dobre jest też dla innych. I odwrotnie, to co złe dla nich, złe jest też dla innych. Oni utracili zdolność intuicyjnego wybierania tego, co dla nich dobre. Słuchają lekarzy, dietetyków i innych tego typu doradców. Latami łykają lekarstwa, które im za bardzo nie pomagają, bo boją się, że gdy je odstawią, to umrą. Tak są zmanipulowani i samodzielnie nie myślą. Każdy człowiek jest inny i czegoś innego potrzebuje. Wymyślono, aby zrobić normy np. na ciśnienie krwi, poziom cukru, cholesterolu i kto się w nich nie mieści, jest uważany za chorego. Gdy człowiek zawierzy lekarzom, to już jest utopiony. Zaczyna bać się o siebie i przyjmuje przepisane leki. Nie jest prawdą, że wysokie ciśnienie dla jednego, jest szkodliwe dla drugiego. Każdy jest inny. A gdy człowiek uwierzy w to, co głosi tak zwana „nauka” czy „medycyna” to wpada w nałóg strachu przed śmiercią. Ale ludzie mogą się pozbyć każdego nałogu, gdy odczują, że on jest już im zbędny. Jeśli jednak będą mieli do siebie pretensje, że są w danym nałogu, jeśli będą mieli pretensje do siebie, że ich nałóg przeszkadza innym, a oni jeszcze nie chcą się go pozbyć, to wpadną w depresję, bo uważają, że nie są dostosowani do społeczeństwa. Wpadną w depresję, bo nie mogą, jeszcze nie chcą, sprostać wymogom narzucanym przez społeczeństwo. Czują się wtedy źle ze samym sobą. I wielu nałogowców kończy swoje życie, bo ich Istota Wyższa tak decyduje, nie widząc szansy na zmianę myślenia podopiecznego.
D: – Ale takie cłowieki, gdy są pod wpływem dużej ilości uzywecki, to im wtedy korbiałka odbijuje.
JAM: – Lekomanom korba odbija z powodu tak zwanej dbałości o swoje zdrowie, cukrzykom i cholesterolikom z powodu diety, a alkoholikom z powodu nadmiernego picia. I tu nie chodzi o jakieś ekscesy, ale o to, że oni coś muszą. Alkoholik musi pić alkohol, lekoman zażywać leki, a cukrzyk uważać na to, co je i pije. Toteż ludzie powinni się nauczyć wyznaczać granice, także będąc pod wpływem upojenia. Ale nie nauczą się pływać bez wody ani wspinać się, chodząc po poziomym. Nie poznają swoich możliwości, jeśli się nie sprawdzą w danej sytuacji. Jeśli chcesz prowadzić samochód, to musisz nauczyć się go prowadzić. Wszystko jest dla ludzi. Cały Wszechświat dla nich powstał. I jeśli czegoś nie doświadczą, to tego nie doświadczą. Każdy potrzebuje innych energii, innych stymulacji. Jednego raduje śpiew operowy, a innego grzebanie patykiem w piachu. I póty grzebie patykiem, póki ma z tego radość. Gdy mu to grzebanie zaczyna przeszkadzać, to przestaje grzebać. Ale na wszystko jest odpowiednia pora. Bez jednego nie może przydarzyć się drugie. Każdemu nałogowi towarzyszy strach przed własnym życiem, przed poradzeniem sobie z przeciwnościami, problemami. A przecież każdy problem, jakiego się doświadcza jest szyty na odpowiednią miarę danego człowieka. Z którym sobie poradzi. Jeśli jakiś problem go przerasta, to znaczy, że to nie jego problem. A po co rozwiązywać cudze problemy? Każdy uczy się na własnych błędach. Jeśli czegoś nie skosztujemy, to nie będziemy mieli pewności, jak to smakuje.
D: – No to tera nastała pora na zakońcenie tej rozmowiałki. Dziękuję JAMeckowi, ze trochę pogadał, Jareni, ze odegrał swoją rolę, a Wam chłopakowie i dziewcynkowie za przecytanie, wysłuchanie tego. Niechaj się Wam dazy i miewajcie z tego radościałkę. No to paaaaaaa!
Jar: – Ci pa też.