Minęła połowa kwietnia, a wiośnie jeszcze się nie chce wybuchnąć. Choć roślinność przyziemna wzięła się do roboty, to drzewa jeszcze się ociągają z wypuszczeniem liści. Tak jakby nie podobała im się energia, jaka panoszy się na świecie. Niska energia. A drzewa są wysokie i widzą lepiej. I czują lepiej.
Jakiś czas temu zainteresowałem się elektrokulturą i teraz przeprowadzam eksperymenty w tym temacie na moich 3 arach. Elektrokultura, to różne praktyki mające na celu stymulowanie wzrostu roślin przez wzmacnianie ich pól elektrycznych i magnetycznych. Czyli podnoszenie ich energii witalnej. Są różne sposoby czynienia tego. Zwykle używane są druty miedziane stawiane obok roślin w postaci anten, spiral czy obręczy. Stosuje się także magnesy, które również dają widzialne efekty.
Mówię widzialne, bo już widzę, że to działa. Np. lubczyk, który miałem posadzony w zeszłym roku, słabo rośnie w porównaniu z tym, który wsadziłem do doniczki w tym roku i zasiliłem go magnesem neodymowym. Kilka róż rosło mi dotychczas w zacienionym miejscu i zwykle były marne. Przesadziłem je w miejsce słoneczne i dodatkowo otoczyłem pierścieniami z drutu miedzianego. Dwie z nich nie uraczyłem drutem. I choć jeszcze słońca jak na lekarstwo, to już widać, że te z drutem mają większe liście i chce im się żyć.
Jako że chcę potwierdzić dla siebie słuszność elektrokultury, to eksperymentuję. Na linkę ocynkowaną założyłem sześć pierścieni magnesu ferrytowego i oblałem je woskiem pszczelim. Zrobiłem trzy takie linki. Jedną zakopałem pod śliwą czarną, która co roku dawała duże owoce, ale były one robaczywe i pleśniały. Już miałem ją wyciąć, ale pomyślałem, że dam jej szansę. Drugą linkę zakopałem pod drugą śliwą, ale białą, a trzecią pod pigwowcem. Na razie efektów nie widać, ale na to jest jeszcze czas. Po owocach je poznam.
Jako że brakło mi magnesów ferrytowych, to wpadłem na pomysł, aby wykorzystać o wiele silniejsze magnesy neodymowe. Kupiłem takie małe z dziurką i założyłem po jednym na kilka drutów ocynkowanych o długości około 11 cm. Zakopywałem je w doniczki. I już widać, że kwiatki lepiej rosną. Dłuższy pręt z kilkoma neodymkami zakopałem w korytku, w którym jest posiana rzodkiewka. I ona też się rwie do życia! Rzodkiewka posiana parę metrów dalej, bez dodatkowego zasilenia, jeszcze leniwie podchodzi do wegetacji.
Zrobiłem też eksperyment z baterią R20, bo ona z baterii najlepiej się nadaje do tego celu. Rozciąłem baterię, wyjąłem pręt grafitowy i blaszkę cynkową, a potem połączyłem pręt i blaszkę przewodem miedzianym i zakopałem to przy wybranych roślinach. W tym przypadku też widać polepszenie wzrostu.
Kolejny eksperyment, to wykorzystanie lampek solarnych, a ściślej ich ogniw słonecznych, do stymulacji roślin. Jednak na obecną chwilę stwierdzam, że na dwoje babka wróżyła. Jednym roślinom pomaga, a innym szkodzi. Generalnie takie zasilenie może być bardziej wskazane dla roślin lubiących słońce, a rosnących w cieniu. Ale tego jeszcze sobie nie potwierdziłem.
Eksperymentuję i podoba mi się to. Mnóstwo ludzi z całego świata mówi o pozytywnym działaniu ekokultury nie tylko na rośliny, ale także na zwierzęta i ludzi. I pokazują oni swoje olbrzymie plony. Wielkie słoneczniki, dynie, cebule i tym podobne. I to nie są fejki, bo dużo zdjęć pochodzi z przełomu XIX i XX wieku, gdzie raczej taka skala manipulacji, jaka jest obecnie, nie była praktykowana. Jednak, aby nie pokładać wiary w innych bez jej sprawdzenia, sam stwierdzę, czy to działa, czy nie. I skończy się wiara, a zacznie się pewność. Ale już widzę, że to działa. I potwierdziłem to pozytywne działanie wahadełkiem, choć efekty nie są jeszcze spektakularne, to widać i słychać, i czuć, że coś dobrego się dzieje. Ale na wszystko jest odpowiednia pora.
Skoro zatem od dawna wiedziano o dobrym działaniu elektrokultury, to dlaczego tak mało ludzi o niej wie? Dlaczego zatajano takie rzeczy? Odpowiedź jest banalna. Dla zysku pewnych grup. W tym przypadku dla zysku producentów nawozów i środków ochrony roślin. Elektrokultura nie tylko wspomaga wzrost roślin, ale także chroni je przed szkodnikami. Tak jak Teslę uciszyli producenci przewodów elektrycznych, gdy wynalazł bezprzewodowe przesyłanie energii, tak dzieje się też z innymi wynalazcami i odkrywcami, których wynalazki pozbawiają pewne grupy zysków. Czy to grupy energetyczne, paliwowe, czy farmaceutyczne, one wszystkie w imię swoich interesów potrafią zniszczyć człowieka i jego prace służące dobru ludzkości.
Nadmienię jeszcze, że magnesy, obręcze i inne wykonuje się w określony sposób, którego pozytywne działanie potwierdzają liczni praktycy elektrokultury i zakopuje czy umieszcza nad ziemią, też w sposób określony. Jednak tu tego nie opowiem, a zainteresowanych zachęcam do samodzielnego szperania w sieci. Bo materiałów na ten temat jest sporo.
A dlaczego elektrokultura nie tylko wpływa dobrze na wzrost roślin, ale także odpędza szkodniki? Bo czym wyższa wibracja organizmu, to tym mniej niskowibracyjnych chce go usunąć z tej rzeczywistości. Robaki zjadają tylko te rośliny, którym brakło wiary w siebie ze względu na otoczenie, które wybrały. Radosne rośliny omijają z daleka. Ludzi też eliminują „choroby”, ale tylko tych, których wibracje spadły. Człowiek radosny jest zdrowy.
A w jaki sposób działają pestycydy na robaki? Pestycydy mają jeszcze niższe wibracje niż robaki i dlatego psują im komfort życia, a one rezygnują z dalszej zabawy w Grę w Życie Na Ziemi. Ale nic nie dzieje się przypadkiem, a wszystko dla naszego dobra. Tak jak robak zżera słabą roślinę, tak „choroba” dopada człowieka, który stracił wiarę w swoje możliwości. Tak zwana „choroba”, to nie kara za grzechy, ale sygnał dla nas, że powinniśmy zmienić podejście do siebie i naszej rzeczywistości. Czym więcej mamy dolegliwości, tym więcej czeka nas pracy nad sobą, aby przywrócić swój pierwotny, radosny stan.
I możemy poprawić swój stan zdrowia wyłącznie poprawiając swoje nastawienie do siebie. To nasze pozytywne myśli nas uzdrawiają. Pomagają nam w poprawie myślenia amulety w postaci ziół, spacerów po lesie, rozmów z ciekawymi ludźmi i wszystko to, co podnosi naszą energię. Bo im lepsze myśli, tym wyższa energia, a im wyższa energia, tym lepsze myśli. Takie perpetuum mobile. I w tym przypadku, podobnie jak z innymi naturalnymi podwyższaczami energii, także wymyślono zastępczy sposób w postaci lekarstw syntetycznych i szczepionek, które mają być lepsze od naturalnych, ale są lepsze tylko w nabijaniu portfela odpowiednim grupom niskowibracyjnym. Człowiek wierzy w amulety, bo nie wierzy w siebie. Dobra i zła upatruje na zewnątrz siebie, podczas gdy one są w nim.
Z jednej strony niskowibracyjni, którzy zarządzają tym światem, chcą nas jak najbardziej zmanipulować, a z drugiej strony ci, którzy dostrzegają te manipulacje, chcą się jak najbardziej uniezależnić od nich. A czym większe uniezależnienie, tym większa radość i tym większe zrozumienie rzeczywistości. A zrozumienie rodzi spokój… I im bardziej człowiek rozumie rzeczywistość, tym mniej zabiega o czyjąś aprobatę dla siebie. Ludzie, którzy nie kochają siebie, którzy siebie nie aprobują i nie doceniają, którzy nie wierzą w siebie, szukają potwierdzenia swojej wartości i przydatności w oczach innych. Gdy jej nie znajdują, popadają w depresję.
To są zwykle średnie dusze, które są bardzo wrażliwe i jeszcze nie umieją sobie z tym poradzić. Młoda dusza jest za tępa, aby być wrażliwą, a stara za mądra, aby dać ponieść się wrażliwości. Brałem ostatnio udział w 3 Pińczowskim Przeglądzie Sztuki Nieprofesjonalnej, gdzie stwórcy z Pińczowa i okolic prezentują próbkę swojej stwórczości. Były prace malarskie, rzeźbiarskie, koronkowe i inne. Czuć było na tej wystawie parcie na docenienie, taki duch się unosił. Ale tak jest na każdej wystawie, szczególnie autorskiej, gdzie zwykle stwórca zabiega o wsparcie nie tylko duchowe, ale także fizyczne w postaci pieniędzy.
Ja już od jakiegoś czasu przestałem zabiegać o cokolwiek od innych, bo odnajduję to w sobie. Obrazki dałem na wystawę nie dla poklasku, ale bo mnie o to poproszono i też dla tego, że moja stwórczość pobudza myślenie. Ale tylko u tych, którzy odważą się samodzielnie myśleć. Już nie pobudzam na siłę, nie zabiegam o nic. Wszystko mam w sobie (zapewne w brzuch mi się to pakuje, bo on rośnie i rośnie!).
Ludzie szukający aprobaty w oczach innych, często zamiast niej otrzymują dezaprobatę. Bo nie można w bananie szukać smaku wiśni. Większość ludzi myśli schematami zaczerpniętymi od innych ludzi, którzy wzięli je od innych i na ich podstawie tworzą swój świat i nakłaniają do takiego samego tworzenia swoich bliskich. Jeśli ktoś postępuje niezgodnie z ich schematami, to jest co najmniej odmieńcem, którego warto zdeptać. A zostanie zdeptany, jeśli im na to pozwoli.
W tym momencie przypomniało mi się zdarzenie, gdy w pracy podgrzewałem sobie w mikrofali placek po węgiersku z surówką, zamknięty zgrzaną folią w dwukomorowym pojemniku, który kupuję w ramach usługi zwanej „Smartlancz”. Koleżanka zwróciła mi uwagę, że surówki się nie podgrzewa, a ja jej na to, że w moim świecie się podgrzewa. Nie mogła zrozumieć, że każdy ma swój świat, niekoniecznie zbieżny z jej światem. A poza tym lubię placek po węgiersku z mięsem i surówką podane na ciepło. Szczególnie lubię to danie w tak zwaną „środę popielcową”, gdyż wtedy dostaję o wiele więcej mięsa. I dlatego „środa popielcowa” jest spoko.
Świat, w którym obecnie żyjemy, jest bardzo różnorodny, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie. I dla każdego wszystkiego jest pod dostatkiem. Od czasu, gdy dopuszczono do Gry w Życie Na Ziemi Istoty Niskowibracyjne, czyli znacznie obniżono pułap energetyczny uczestnictwa, Gra stała się bardziej burzliwa, spontaniczna, niekiedy brutalna, a rzadziej radosna. Jednak pojawienie się tych Istot w Grze dało innym graczom bodziec do pracy nad sobą i o wiele skuteczniejsze ćwiczenia w pozyskiwaniu wysokich wibracji w kolejnych wcieleniach.
To Istoty Niskowibracyjne odpowiedzialne są za wszelkie przejawy niskich wibracji w tej rzeczywistości, od wojen, poprzez choroby, a na smutku skończywszy. Istoty wyżej wibracyjne mają okazję do nauczenia się niwelowania tych niskich wibracji i przekucia ich na bardziej dla nich odpowiednie. A manipulacja niskowibracyjna jest wszędzie. Na ulicy, w pracy, w domu, w sklepie, w mediach i na jutubie także. Wszędzie tam możemy się spotkać z próbami wymuszenia odpowiedniej reakcji i działania na ludziach, przez tych, którzy z takiej manipulacji mają korzyści. Presja zmusza ludzi do podążania wyznaczonym torem. Ale tylko tych zmusza, którzy jej ulegną. Którzy jej ulegną za pomocą swoich myśli.
Na jutubie presja na stwórców i publikatorów wywierana jest po przez obcinanie zasięgów i ograniczanie widoczności publikacji, usuwanie filmików za ich nie za bardzo zgodne polityką jutuba przekazy. Osobiście zauważyłem, że notorycznie na moim kanale Jarkosowa Dusza spada liczba subskrybentów, choć wiem, że ludziom się nie chce, albo zapominają o niej, usuwać subskrypcji, gdy ona jest małoinwazyjna, na drugim kanale Jarkosowe Czytanie, gdzie publikuję nie swoje myśli ona wzrasta, a na trzecim Jarkos 2007, na który rzadko wchodzę liczba subskrybentów utrzymuje się na stałym poziomie. Na tym trzecim jest moja wcześniejsza stwórczość, między innymi odcinki z Dżinglem, które sprawiały mi sporo frajdy.
– JAMuś! Mój stwórca wspomiał o mnie! Hurrrrrraaa! Chyba zostanę wskrzeszony!
– Łoj. Chyba coś jest na rzeczy. Ale czy Jarenia odważy się wplątywać jeszcze ciebie w akcję swojego blogowania?
– A czego on ma się bać? Przecie jako mój stwórca, jest odważny! Nie obawiał się niczego, kiedy czas temu jakiś, prezydencik Dudałeczek przyjechał do Pińcówka, a Jarenia ze mną, Dżingielkiem, na palcu pokazał się we tłumie ludzi. I nawet Złotówa tam był, ale Dzingielka nie widział… O plaskatej Ziemiałce tez tam jest filmik…
– Ja też w niego wierzę…
– Ej! A co tu za szeptanie takie? Dżingielek??? A skąd żeś się tu wziął?
– A bo wywołałeś moje imię, a ja nie chciałem, aby to było nadaremno. Jest tam gdzieś przecie napisane: „Nie wywołuj imienia Dżingielka nadaremno”, tom i jest. A i myślę, że mnie wplączesz w te swoje rozmowy z JAMuleckiem, bym coś mógł powiedzieć? Na przykład mógłbym mówić: „Cześć chłopakowie i dziewczynkowie”, a ty byś dalej mówił. Mógłbym ci zapowiadać każdy odcinecek i mówić o czym jest!
– No, nie wiem… Ale w sumie to pomysł dobry.
– To się mój Stwórco zgadzasz??? Ło Jezusu Pacanoski! Huuuuurra! – Dżingiel z niedowierzaniem dał wyraz swojej radości.
– Noooooo… zgadzam się. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Zrobimy to. A JAM się zgadza?
– Ja tym bardziej. To będzie już trzystopniowy teatrzyk. Prawie jak w filmie 13 piętro.
– No i to by było na tyle moi chłopakowie i dziewczynkowie. Jako Dżingielek cieszę się, żeście przeczytali, wysłuchali tego, co mój Stwórca, zwany przez jego rodzicielkę Jarenią, miał do powiedzenia.
– Ale ja jeszcze nie skończyłem – oburzyłem się.
– Już skońcyłeś, bo się nie możesz mój stwórcałecku przemęcać. Tera ja tu zaczynam rządy i nie ma to tamto.
– No to masz babo placek. JAM! Pomóż!
– Coś se naważył, to tera pij!
– No i supereczek JAMuś. Przybij piontunieczkę.
No ale ostrożnie! Nie po moich pięknych ocentach!