Wertując Telegrama, po nitce do kłębka, trafiam na różne kanały. Ostatnio wszedłem na taki, gdzie jest sporo informacji o tak zwanej zakazanej historii. Są tam również materiały na temat płaskiej Ziemi. Dzięki nim dotarłem do publikacji w pdfie pt.: ”200-dowodow-ze-Ziemia-nie-jest-wirujaca-kula-Eric-Dubay”. I zmusiłem się do jej przeczytania w nadziei, że znajdę coś, co mnie przekona do ideologii płaskoziemców, coś, co zachwieje moje postrzeganie Ziemi, jako kuli. Bo to w moim wieku było by ciekawe, gdyby ktoś solidnymi argumentami obalił mój dotychczasowy system wierzeń. Jednak żaden z ich 200 argumentów nie przekonał mnie. Wiele weryfikowałem na bieżąco, jak np. trasy lotów samolotów czy obliczenia obwodu Ziemi i stwierdzałem, że to co podają jako niezbite dowody, jest z mojego punktu widzenia błędne. Sztandarowym ich „dowodem”, który mnie osłabia, jest postrzeganie Księżyca jako samoistnego źródła światła, dostrzeganie w nim przezroczystości oraz negowanie zaćmień Księżyca przez Ziemię z tego względu, że „zaćmienia te są widoczne, gdy Słońce i Księżyc są widoczne za dnia”. Zaćmienia mylą im się z fazami Księżyca. Nie przekonali mnie do swego sposobu myślenia, więc póki co, pozostanę kulosem.
Płaskoziemcy w innych sprawach myślą podobnie, jak ja. Otóż podejrzewają, że NASA kłamie w różnych sprawach, podając jako prawdziwe zafałszowane informacje. To przekonanie bierze się stąd, że istnieją materiały podważające oficjalne wersje NASA. Na przykład istnieje spiskowa teoria, że lądowanie Apollo 11 na Księżycu zostało sfingowane. „Mały krok dla człowieka”, który wykonał Armstrong, ponoć nakręcił w studio filmowym Stanley Kubrick. Widziałem filmiki, które tego „dowodzą”, ale w obecnych czasach zielonych ekranów o niezbite filmowe dowody jest ciężko. Osobiście mam odczucie, że pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu rzeczywiście zostało sfingowane, a to dlatego, że Amerykanie nie byli w stanie zdążyć w tym wyścigu przed Rosjanami z powodu trudności technicznych i posłużyli się fortelem i oszustwem do zdystansowania konkurentów. Gdy Rosjanie zobaczyli film z lądowania na Księżycu, wtedy odpuścili i poczuli się pokonani. Amerykanie mogli spokojnie dalej działać i kolejne misje załogowe mogły już otrzeć się o Księżyc.
Nie tylko NASA oszukuje, ale cała nasza historia jest zakłamana. Dokładnie tak, jak to opisuje Orwell w „Roku 1984”, którą to książkę dopiero co skończyłem czytać. Historia jest zatajana, zmieniana i przepisywana w nowej wersji. Wypaczane są informacje o starożytności, o odległych wiekach, o ciągłości dat (ponoć dopisano 1000 lat do naszej historii), a ludzie z dawnych epok ukazywani są jako prymitywni. Wmawia się nam, że piramidy były budowane za pomocą siły mięśni ludzkich w postaci tysięcy niewolników. Wmawia się, że Słowianie byli prymitywnym ludem modlącym się do drzew. Pomimo obecności na całym świecie budowli z ogromnych bloków kamiennych, wmawia się nam, że zbudowali je ludzi za pomocą miedzianych narzędzi.
Mnóstwo jest takich przykładów. Szkielety olbrzymów, fantazyjne rzeźby, skomplikowane mechanizmy zbudowane wiele wieków temu… Domyślam się, czemu służy takie oszukiwanie. Domyślam się, że zatajanie faktów służy łatwiejszej manipulacji narodami. Gdy wmówi się ludziom, że ich przodkowie byli mało inteligentni, to obniża się ich poczucie własnej wartości. Przeinacza się fakty, aby ludzie nie drążyli tematów. Mówi się im, co ma być dobre dla nich, a gdy oni w to uwierzą, stają się niewolnikami własnych poglądów. Ale często to się nie udaje. Ludzie dociekają i z czasem obalają mity. Z czasem coraz więcej ludzi otwiera oczy i widzi, że świat jest inny. Coraz więcej ludzi czuje, że coś jest nie tak z wizją tego świata.
Od dawien dawna kłamstwo i oszustwo było we krwi Ziemian. Była też w niej destrukcja innych istot dla własnych potrzeb. Aby utrzymać ciemny lud w ryzach, aby można nim było władać, uciekano się do straszenia, a szczególnie popularne było od wieków straszenie wszechmocnymi bogami, którzy mogą ukarać nieposłusznych. Tak straszono w Egipcie, Grecji, Rzymie, a gdy powstało chrześcijaństwo strach rozlał się na większość świata. Ta śmiercionośna religia wytrzebiła miliony istnień, które nie chciały się jej podporządkować. Religijni terroryści używali przemocy lub groźby, aby zmusić ludzi do wyrzeczenia się swoich wierzeń. Naszych przodków, Prasłowian, przedstawiano jako tępych pogan i wmówiono nam, że tacy byli. A prawda okazuje się inna.
Prawda wypływa na wierzch w wielu sprawach. Ostatnio wypływa prawda o plandemii, o wojence, o 6 stycznia, o 11 września, o nagłych zgonach, o dwutlenku węgla, o farmacji i tym podobnych. Wielu ludziom otwierają się oczy i zmienia się ich paradygmat. Ale czy poznawszy prawdę czują się lepiej? Nie! Ich wibracje się nie podnoszą, bo skupiają się na tym, że zostali oszukani na wielu polach i jeszcze ciągle są oszukiwani. Ale czy prawda nas wyzwoli? Niektórych tak, a innych pognębi jeszcze bardziej. Jednak na to potrzeba czasu i na wszystko jest odpowiednia pora. Dla każdego inna.
Ani katolicy, ani płaskoziemcy, ani kowidianie, ani rusofoby nie przekonali mnie, że ich wierzenia są dobre dla mnie, bo nie podają żadnych argumentów, które by mnie w jakimś stopniu do ich wiary przekonały. A, tak jak pisałem wcześniej, chciałbym doświadczyć argumentów, które sprawią, że moje wierzenia runą. Ale na wszystko jest odpowiednia pora. Lub jej nie ma. Póki co, to moje wierzenia sprawiają mi radość.
Urodziliśmy się wszak dla radości. I aby uczyć się tej radości szukać, uczyć się ją doznawać i pielęgnować. Wiadomo, że nie docenimy radości, gdy nie zaznamy smutku. Nie zrozumiemy radości, jeśli nie rozumiemy smutku. Dlatego Istoty Wyższe często zamieniają się rolami w kolejnych inkarnacjach. W jednej ja jestem katem, a ty ofiarą, a w kolejnej ty mnie katujesz, a ja gram rolę ofiary. Wic polega na tym, aby roli kata i ofiary nie grać przez większość wcielenia, a doświadczyć tych stanów maksymalnie do dwóch trzecich życia, aby potem delektować się rozumieniem rzeczywistości. Jak to się mówi: za młodu się wyszumiał, a tera to do rany przyłóż. I tera nawet pomocny jest.
Jakiś czas temu to zrozumiałem, że jeśli ktoś prosi o pomoc to nie jest tak, że należy koniecznie mu pomóc, bo tak jest humanitarnie. To jest głębsza sprawa. Nie każdy żebrak jest potrzebujący. Każda Istota Wyższa inkarnuje w tej Grze w Życie na Ziemi po to, aby czegoś doświadczyć. Nikt z żyjących nie zna planu danej Istoty Wyższej. Może się go tylko domyślać. Niekiedy zapobiegając czemuś lub pomagając w czymś możemy zepsuć plan przedurodzeniowy tego człowieka, któremu pomagamy. Racją jest to, że wpisano w nas niejako schemat pomagania wszystkim, którzy według nas cierpią. Tak nam zniekształcono sumienie i postrzeganie rzeczywistości. Ale zwykle robimy temu komuś niedźwiedzią przysługę. Bo oceniamy jego krzywdę według nas. Mierzymy go swoją miarką. Życie w tej Grze nie jest proste. Ponoć Ziemia jest jedną z najbardziej wymagających komnat do inkarnacji. I to racja, że ci, którzy dają prezenty wypływające z ich ego, niosą krzywdę obdarowanym. Czy nie zdarzyło się wam dostać prezentu, który był ni w pi… ni w oko? I mieliście z nim więcej kłopotu niż radości? Pomaganie z tytułu, że tak wypada, nie jest dobre energetycznie. Niekiedy, gdy proszą, też nie należy pomagać, bo niekiedy proszą z lenistwa, wygodnictwa. Jednak rozeznanie się w tym temacie jest bardzo trudne i jedynie można tu polegać na swojej intuicji, a tą nie każdy dopuszcza do siebie.
Nasza Ziemia jest bardzo trudną planetą, ale życie na niej uczy pozyskiwania energii w taki sposób, aby nikomu nie szkodzić, a samemu jak najwięcej zyskać. Ci, którzy podniosą tu w znacznym stopniu swoje wibracje, będą mogli inkarnować na Ziemi Wysokowibracyjnej. Ci, którzy nie dadzą rady, będą inkarnować na Ziemi Niskowibracjnej dotąd, aż tam będą się czuli źle, bo ich wibracje się podniosą. Potem znów będą się wcielać na obecnej Ziemi, aż będą gotowi na Ziemię Wysokowibracyjną.
– A Ziemia Wysokowibracyjna jest o wiele piękniejsza od obecnej Ziemi. – JAM siedział w fotelu przed Chatką Kopulatką i korzystając z chwilowej ciepłoty aury, pykał fajkę nabitą miętą i szałwią. – Nie jest niszczona jak ona. Choć zdarzają się tam przykrości, ale nie są one długotrwałe. Wbrew pozorom na Ziemi Wysokowibracyjnej nie panuje sielanka. Są tam wzloty i upadki, ale odbywają się one na wyższym poziomie wibracyjnym. Kategorie wibracyjne są rzędu lubię – jest mi to obojętne. Nie ma tam „nie lubię”, choć zanurzając się w tamtym świecie to, co obojętne, można uznać jako nie lubiane.
– A czy Ziemia Wysokowibracyjna jest światem równoległym?
– Nie. To całkiem inna symulacja bez dostępu do obecnej i Niskowibracyjnej Ziemi. To Gra odpalona na osobnym komputerze bez połączenia sieciowego z czymkolwiek z zewnątrz. Tak samo jak Ziemia Niskowibracyjna. Ona też ma swój komputer do realizacji światów. Choć kody, programy tych trzech Ziem są podobne, bo korzystają z takich samych matryc, to jednak ich instytucje są od siebie odseparowane. Każda z tych symulacji korzysta ze swojej, odrębnej bazy danych. Gdy powstała idea Trzech Symulacji, realizowano ją na jednym komputerze w jednej sieci. Jednak pomysł okazał się zły i dlatego rozdzielono symulacje i umieszczono je w odrębnych instancjach. To, co je spaja, to jedynie Istota Wyższa, jej świadomość, która inkarnuje w poszczególnych symulacjach.
– No bo Istota Wyższa może inkarnować, gdzie chce.
– Tak. Ale tylko taki przywilej ma Istota Wyższa, która ma wysokie wibracje. Ona inkarnuje w tej symulacji, w której uważa za potrzebne. Nie istotne, że jest wysokowibracyjna. Jeśli potrzebuje takich doświadczeń, to może inkarnować na Ziemi Niskowibracyjnej. Ale jeszcze nikomu z wysokowibracyjnych nie udało się tam dotrwać do „sędziwego” wieku. Zwykle gracze wycofywali się szybko z Gry, ze względu na wysoką toksyczność niskich wibracji. Uzyskali, co chcieli i kończyli szybko grę.
– Teraz ni z gruszki, ni z nie gruszki wpadło mi do głowy, że niedawno zobaczyłem na Telegramie artykuł propagujący środek do depilacji mężczyzn. Przypomniało mi się moje golenie owłosienia intymnego, jakiego dokonałem wieki temu. Od tamtej pory postanowiłem, że „nigdy więcej wojny i faszyzmu”. To było traumatyczne doświadczenie, oczywiście w fazie odrastania włosów. A po co ludzie golą owłosienie?
– Bo taka głupia moda i dla oszukiwania innych! Owłosienie zatrzymuje pot, którego zapach jest informacją dla innych ludzi, czy ten człowiek jest dobrą partią dla nas. Jeśli odrzuca cię zapach potu danego człowieka, to znak, że jeśli się z nim zwiążesz, to nie na długo, mimo że oszukasz siebie akceptując zapach jego potu, albo on się zacznie depilować i myć częściej. Zapach potu to sygnał dla otoczenia. To ostrzeżenie dla otoczenia i wabik dla idealnego partnera. To element do doskonałego połączenia genów i energii. W obecnym świecie rodzi się mnóstwo dzieci zrodzonych z rodziców niedopasowanych energetycznie, które mają trudności z adaptacją swojego świata do własnych potrzeb. Z jego ukształtowaniem dla swojego dobra. Bo akceptacja zapachu potu, to wskaźnik tego dopasowania.
– Przypomniało mi się, gdy w moich latach szkoły średniej jeździłem autobusami do domu i w porze upalnego lata stałem z innymi ludźmi w autobusie, zwanym potocznie ogórkiem, stłoczeni jak sardynki w puszcze, a obok mnie stała kobieta i trzymając się za rurkę pod sufitem notorycznie dawała mi do wąchania swoją owłosioną pachę. Ale znosiłem to mężnie. Wtedy były inne czasy. Prostsze to były czasy. Ludzie bardziej się akceptowali.
– Ludzie niwelując swój zapach idą na łatwiznę, bo dzięki temu mogą znaleźć jakiegokolwiek partnera szybciej, ale który tylko w nieznacznym stopniu zaspokoi ich potrzeby. Zapach ludzi niesie informacje o wielu rzeczach. O nastroju, płodności, zdrowiu, ich wibracjach względem naszych, itp. Dlatego jest teraz tyle rozstań, tyle niedopasowań w związkach, gdyż partnerzy nie uwzględnili pierwotnych sygnałów. A są one zwykle subtelne i działają na podświadomość. Często się zdarza, że gdy spotykamy człowieka, to jeszcze przed rozmową z nim już czujemy, czy on współgra z nami, czy nie. Między innymi jego pot o tym nam mówi. Przed małżeństwem ludzie bardziej dbają o ukrywanie swoich mankamentów. Po ślubie już mniej.
– Teraz wśród nas jest mnóstwo ludzi, na których jesteśmy skazani, niejako przez swoje wygodnictwo i brak pomysłu na życie. Pracujemy z różnymi ludźmi i choć ich nie lubimy, to nie zmieniamy pracy. Gdyby ci wszyscy ludzie, którzy nie są do nas dopasowani przestali by używać dezodorantów, przestali się depilować…
– To wtedy szybciej opuścilibyście tą pracę i znaleźli coś dla siebie odpowiedniego. A i partner w odpowiedniej pracy prędzej by się pojawił. Depilacja i perfumy rozleniwiają ludzi, bo zakładają na nich maski. To, że człowiek spryskał się przyjemnymi perfumami nie oznacza, że on jest przyjemny.
– No ale rzadko w pracy szuka się partnera. Pracuje się, bo się musi zdobywać pieniądze.
– Nic się nie musi. Gdy pracujesz z ludźmi, którzy ładnie pachną dezodorantami, to i tak wchłaniasz ich złą energię, jeśli ją emitują. Praca z nieodpowiednimi ludźmi, choćby urzekająco pachnącymi, a niepasującymi do nas, na dłuższą metę jest mordęgą. Pot nie został wymyślony, aby ludziom uprzykrzyć życie, ale aby je polepszyć. Jednak oni przestali go czytać. Można się przyzwyczaić do nieodpowiednich zapachów, bez ich ukrywania. Wtedy nie traci się szansy na znalezienie odpowiedniej osoby, której naturalny zapach przekona nas, że z nią warto iść dalej tą samą drogą.
– Czyli dezodoranty, perfumy, depilacja, to takie błędne drogowskazy.
– Błędne, bo człowiek usilnie dąży do tego, aby być zaakceptowanym przez wszystkich ludzi. I póki mu na tym zależy, to błądzi. Zwykle starzy ludzie, ci którym już nie zależy na aprobacie innych, zaprzestają błądzenia i stają się naturalni z głębi duszy. Wtedy spotykają bratnią istotę, która jest równie styrana życiem, jak oni. I pozostaje im niewiele czasu na wspólne radosne doznania. A mogli dać sobie więcej czasu.
– Zapewne w następnym życiu poradzą sobie lepiej.
– Zapewne.